"Little Stranger" czyli doktor Muchomorek, 76 kutasuf i śrubokręt w pupci
Autor: Leigh Rivers
Wydawnictwo: Niezwykłe
Data polskiego wydania: 30.01.2025
Kategoria: dark romans
Liczba stron: 256
ISBN: 9788383628851
Język: polski
Tłumaczenie: Paulina Więcek (szacun, ja bym wymiękła)
Ocena: -100/10
Jak to czytałam, to w głowie miałam jedną myśl. ZA JAKIE GRZECHY?!!!
Dopiero potem uświadomiłam sobie, że w sumie to ja zmuszam resztę do czytania tego shietu i jakoś mi tak lepiej, że nie będę cierpieć sama.
________________________________________________________________________
Tym razem pobawiłam się w doktora Muchomorka i przeprowadziłam niezmiernie ważne badania dla wydziału Fantastycznej Karczmy, Instytutu Badań z Dupy (buziaczki moje kochane grzybki).
Z moich badań wynika, że w całej książce liczącej zaledwie 256 stron, magiczne słowo kutas pada zagląda w notatki 76 razy… Muszę nadmienić, że liczyłam tylko kutasy, innych określeń na męskie przyrodzenie nie liczyłam.
Nie wiem, czy wiecie, ale jest taka strona, przez którą możecie wysłać komuś gówno słonia… Muchomorek bawi i uczy… i twierdzi, że taka przesyłka przydałaby się autorce.
Zacznijmy jednak od początku.
Głównymi bohaterami tego cuda są Olivia i Malachi. Dwójka zagubionych istot, które od samego początku miały ciężko w życiu. Oboje wychowują się w rodzinie zastępczej, znają się od małego kaszojada i są ze sobą niesamowicie blisko. Niby wszystko ok, ale potem to robi się z tego niezła patologia.
Malachi już od samego początku przejawia jakieś dziwne, psychopatyczne skłonności. Twierdzi, że Oliwia jest “jego” i zawsze była. On już podczas pierwszego spotkania miga jej słowo “moja”. (Malachi nie mówi. Podobno przez jakąś traumę z dzieciństwa, ale jaką to wam nie powiem, bo tego już w tym syfie nie znalazłam).
Nie będę wam opowiadać całej fabuły, to nie miałoby najmniejszego sensu… prawda? (Już pomijam, że tej fabuły praktycznie nie ma, bo to sam seks jest…)
Przejdźmy zatem do tego, co nas interesuje, czyli co jest z tą książką nie tak?
Olivia uczy swojego “braciszka” całowania oraz uprawiania seksu oralnego. Wielokrotnie jest wspominane, że Malachi ma kolczyki w penisie (dokładniej mówiąc, ma ich pięć). W połowie książki dochodzi w końcu do prawilnej sceny seksu… na ciele wykrwawiającego się ojca.
Olivię kręci bycie gonioną, poniżaną i braną na siłę…W drugiej części książki Malachi goni swoją kochaną siostrzyczkę po jakimś zadupiu i jak ją łapie, to co robi? Wsadza jej śrubokręt w tyłek… (Może powinnam napisać dupokręt...)
Jezu, Olivia nawet podczas stosunku zwraca się do Malachiego “braciszku”...
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości odnośnie do tego, że autorka powinna dostać za karę kupkę słonia? Oh macie? Więc przejdźmy jeszcze dalej…
Matka Oliwii sprzedaje jej dziewictwo za zawrotną sumę pięciu tysięcy dolarów. Rodzice też zmuszają ją do ślubu z jakimś przydupasem… Tu chyba powinno wejść CPS, ale co ja tam wiem…
Czy powinnam wspomnieć, że Malachi trafia do więzienia, bo Olivia zeznawała przeciwko niemu w sądzie? Fakt, że ten psychol obserwował siostrę przez kamery i dopuścił się na niej czynu zabronionego na literę G, kiedy była pod wpływem środków odurzających (on ją naćpał) chyba też powinnam wspomnieć…
Zmarnowałam trzy godziny życia na ten syf. W niektórych momentach serio chciałam sięgnąć po Domestos i wyczyścić sobie oczy. Nie jest to najgorsze, co w życiu przeczytałam... ma flashbacki z Satan’s Affair... ale na pewno jest na podium.
Jak chcecie poeksperymentować ze złymi książkami i sprawić, że libido spadnie wam diametralnie, to zapraszam do lekturki…
Komentarze
Prześlij komentarz